Tuesday, September 20, 2011

So this is it.
Nie wiem czy zdążę cokolwiek napisać przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Jeśli nie to znaczy że kolejny wpis będzie już bez polskich znaków ;)
Udało nam się kupić wszystko to co planowaliśmy. Krzyśka buty i spodnie (takie jak ma Arun.. hesusmarja), moją kurtkę. Okazało się że mamy też zupełnie nową, trzecią, kartę pamięci do aparatu. Razem 20GB, powinno styknąć. Jeśli nie to producent będzie przecież miejscowy.
Wczoraj zrobiliśmy listę todotków na dziś. Dziś oprócz tego głównie pakowanie. Za chwilę zrobię ksero wszystkich dokumentów, przetrwam jakoś do końca dnia pracowego a potem zacznę u-r-l-o-p!

再见!

Monday, September 19, 2011


tyyyryyyrryy :)
Wizy odebrane. Bilety kupione. Trasa przelotu: GDN-MUC-PEK-FRA-GDN lub GDN-FRA-PEK + PVG-FRA-GDN. Punkty kontrolne wyprawy: Pekin-Pingyao-Xi'an-Chengdu-Guilin-Shanghai. Zostaje mi kurtka i Krzyśkowi buty. Mamy na to jutrzejsze przedpołudnie i środowe popołudnie. Pełen luz.

Wednesday, September 14, 2011

Trochę mnie nie ma w kraju więc wszystko na głowie Krzyśka. A spisuje się Chłopak bardzo dzielnie ;)
Wykupił ubezpieczenie i złożył dokumenty w konsulacie (odbiór wiz w poniedziałek).
Ustaliliśmy ostatecznie trasę przelotu na GDN-FRA-PEK oraz powrót PVG-FRA-GDN. Mamy dodatkowo bilet na trasę GDN-MUC-PEK-FRA-GDN kupiony wyłącznie celem dołączenia do dokumentów wizowych, ale postanowiliśmy oddać go dopiero po powrocie, bo nie wiadomo do końca którędy i skąd polecimy.
Zapragnęłam bardzo zobaczyć tam na własne oczy święto niepodległości, pomachać chorągiewką i pośpiewać ze wszystkimi, ale komu się pochwalę marzeniem to stara się wybić mi to z głowy. Ja nie wiem.

Saturday, September 10, 2011

Wypełniłam dziś wniosek o wizę. Jest tam rubryka dotycząca najbliższej rodziny. Krzyśka nie wpisałam, bo przecież to mąż, czyli zupełnie obcy facet. Musiałam też oświadczyć że nie ukrywam choroby psychicznej. Nie ukrywam ;)

Friday, September 9, 2011

Trochę nam nie poszło z konsulatem wczoraj. Głównie dlatego że nie zdążyliśmy. Pojechałam dziś sprawdzić czy aby na pewno zamknięte w najbliższy poniedziałek jak grożą na stronie internetowej. Na pewno. Z tym że o dziwo (qrwa też tu pasuje jako synonim dziwy, prawda?) w piątek też mieli otwarte. Pokwitłam w kolejce (ile to ludzi się pcha do tych Chin panie dzieju) i dowiedziałam się że bilet lotniczy to tak, trzeba mieć, ale rezerwację hotelu to już niekoniecznie. Obowiązek zorganizowania nam wiz spadł niniejszym na Krzyśka.
Tryb zwykły wydawania wizy to pięć dni roboczych. Tryb ekspresowy to pojutrze. A jak się powie że aż z Poznania człowiek ciągnął ku światłości to miły pan Chińczyk w okienku niespełna godzinę przed zamknięciem konsulatu rzeknie "zaczekaj pan, zobaczę co da się zrobić". Tyle że po angielsku i pewnie za dodatkową nieskatalogowaną opłatą. Ważne że można.
Odebrałam buty. I są. Czy będą to się okaże po powrocie. Ciągle brakuje mi kurtki, ale jakoś nie jestem w stresie. Pewnie najpóźniej do jutra, jak wytrzeźwieję ;)

Thursday, September 8, 2011

Dzień szczepień za nami. Nie było tak gładko i prosto jak obiecywała pani tamtejsza uprzednio przez telefon, ale nie żeby zaraz coś było nie tak.
Byliśmy na miejscu o ósmej. Najpierw trzeba iść się zarejestrować (piętro -0,5) i otrzymać karteczki do lekarza. Potem trzeba poczekać na lekarza (piętro +0,5). Lekarz mówi, że nie trzeba się szczepić ale skoro chcecie to macie. Robi mały wywiad środowiskowy, osłuchuje, świeci latarką w gardło, podpisuje kartki. Potem z podpisanymi kartkami idzie się do kasy. W kasie nie ma płatności kartą, najbliższy bankomat około 150m od Centrum - na wprost wejścia głównego zejść trzeba prostopadłą do Powstania Styczniowego ulicą w dół. I z powrotem. Z kasy do gabinetu zabiegowego. W zabiegowym miła pani robi najdelikatniejsze zastrzyki na świecie. Nie chroni to przed osunięciem się po ścianie co zaliczyłam niejako, ale pani robi pik prima sort.
Koszt szczepienia przypominającego WZW B oraz szczepionki na tężec, błonnicę, polio i dur brzuszny to 356zł od osoby.
Buty podobno są. Pan widział je na zestawieniu dostawy. Jutro spróbuję zobaczyć je coś więcej niż na papierze.
Krzysiek przejął przewodnik do końca tygodnia. Ja uderzam w phrasebook.
Sprawdziłam obłożenie samolotu. Wygląda przyzwoicie.

Monday, September 5, 2011

Wyświechtane i banalne "życie to sztuka kompromisów" towarzyszy mi od kilku dni. Plan pierwszy był taki że Pekin oraz mur a potem jedna prowincja śmielej. Padło na Yunnan. Ale po analizie kosztów oraz czasu przemieszczania się w tę i z powrotem a także kilku rzeczy po drodze plan pobladł i zaczął mizernie wyglądać.
Plan drugi zakłada podróż Pekin-mur-Pingyao-Chengdu (panda!)-Guilin-Szanghaj (jako miejsce wylotu, a nie cel podróży). W okolicy Guilin rzeka Li oraz tarasy ryżowe.
Koszt transportu według planu pierwszego dla dwóch osób to około cztery tysiące złotych. Najdroższy w tym jest przelot Pekin-Kunming. Pociąg odrzuciłam ze względu na jedynie czterdziestosześciogodzinną podróż w jedną stronę. Koszt opcji drugiej to niespełna połowa mniej. Tak przynajmniej wynika z szacunku na podstawie stron internetowych z tabelą kolei chińskich. Wiem że nie damy radę zobaczyć choćby dwudziestu procent tego co byśmy chcieli, więc "życie to sztuka wyboru" ;)
Zdjęcie do wizy mam w czerwonym sweterku. Chciałam sobie zrobić na czubku głowy ósemkę z włosów, ale myślę że i bez tego mnie wpuszczą.
Przeglądam Mandarin phrasebook LonelyPlanet i dukam. Niezmiennie w głowie układam kolejną podróż, chociaż nie mam jeszcze żadnych wrażeń z pierwszej.

Friday, September 2, 2011

Buty zamówione, mają być do odbioru w sklepie najpóźniej w środę. Zdjęcie do wizy zrobione. W czwartek szczepienia i konsulat. Aby to uczcić wciągnęłam noodle we Wrzeszczu.
Poczytuję przewodnik i już wiem że czasu jest za mało jakieś trzy razy. Nie zaplanowałam pierwszej podróży a już kombinuję następną. Mądre to bardzo.



Thursday, September 1, 2011

Gdybym była choć o ciupinę mądrzejsza może zwróciłabym uwagę na godziny urzędowania wydziału  konsularnego Chin w Gdańsku. Ale nie jestem. Musiałam otworzyć przewodnik dwa dni temu i dostać szału gdzieś przy piątej stronie tekstu.
The first week of October can be hellish if you're on the road - The National Holiday.
Tak, tak. Świętują jeden dzień przez cały tydzień. Na stronie konsulatu mogłam się tego dowiedzieć miesiąc temu i może inaczej zaplanować termin wyjazdu. Ale tego nie zrobiłam. Cóż. Będziemy doświadczać tłoku chińskiego do sześcianu, chociaż czytałam że trudno wyobrazić sobie nawet ten zwykły bez potęgi. I będziemy spać w najdroższych hotelach, bo wszystkie pozostałe będą już zajęte. I więcej będziemy płacić za wszystko, bo przecież święto. I w kolejkach po horyzont stać żeby gdziekolwiek wejść, a biorąc pod uwagę Chińczyków i ich kolejkowość nie wejdziemy nigdzie. Ale może chociaż polecimy pierwszym lotem, bo przecież wszyscy poza nami wiedzieli żeby omijać Chiny na początku października. I tym optymistycznym akcentem zakończę wątek radosny.

Wczoraj z Anusią szukałyśmy butów i kurtki. Anusia kupiła spodnie na trekking w Nepalu. Ja kupiłam dwa notesy i lampion. Jeszcze nie zdecydowałam co ochroni mnie przed deszczem a w czym będę chodzić.