Dotarlismy do Pingyao. A nie bylo to proste ;)
Wyruszylismy z hostelu po sniadaniu o 8:00. Postalismy ponadstandardowe dziesiec minut na przystanku i wsiedlismy do dwupoziomowego autobusu, w ktorym na pierwszym poziomie Krzysiek rysowal sufit grzywka, a na drugim polerowalismy sufit grzbietami.
W ogole podrozowanie tutejszym publicznym transportem jest proste. Czlowiek zawsze ma sie czego trzymac. Sufit jest w zasiegu dloni.
Mamy juz swoj ulubiony chinski bank. China Construction Bank. Poszlismy tam bo byl najblizej dworca. Mila pani od progu plynna angielszczyzna (to niespotykane tutaj) zapytala jak moze nam pomoc, podala numerek, zaprosila na kanape i poprosila o poczekanie. Srednio szybko szla kolejka a my mielismy jeszcze z siedem osob przed nami do przetrwania. Ale jak tylko zwolnilo sie okienko pani podeszla do mnie i poprosila zebym zechciala skorzystac. No to skorzystalam. Pani zajela sie Krzysiem i zeby mu nie bylo przykro ze nie poszedl do okienka przyniosla mu kubek cieplej wody. Dla mnie pan okienkowy przewalil dwa stosy banknotow zeby wybrac co nowsze. I jeszcze cieszyl sie ze podaje mu druczki obiema rekoma. Tak powinno byc w kazdym banku!
Wrazenie dworca Beijing West Railway Station (Beijingxizhen) pozostanie niezatarte na dlugo. To tak wielki ogromny budynek, ze poczekalnia przy peronie 4 byla wieksza niz caly dworzec w Gdansku, a peronow maja z dwanascie. Nie sposob opisac, nie widzielismy czegos takiego wczesniej. Zaden z obiektywow nie obejmowal chocby polowy.
Poruszanie sie po chinskich dworcach nie jest oczywiste. Jest wejscie do miejsca gdzie sprzedaje sie bilety. Tam sa kolejki po horyzont, ale o tym za chwile. Jest osobne wejscie na perony. I wyjscie tez jest oddzielone.
Po wejsciu do hali biletowej mozna podarowac sobie nadzieje na rozwiazanie problemow kolejkowych za pomoca automatow do sprzedazy biletow. W Beijing West nie ma angielskiego menu, w Tiayuan jest ale sprzedaja tylko dalekobiezne. Kolejki sa tak wielkie jak sam dworzec. Ogonki do zdaje sie ze czterdziestu kas, a jesli ma sie chwile cierpliwosci to mozna wylapac te z napisem "english speaking counter". Napisy przesuwaja sie nad okienkami, trzeba tylko poczekac. Jak juz dotrze sie do okienka to nie nalezy tez zbyt latwo sie poddawac. Nam pani najpierw powiedziala ze biletow na dzis nie dostaniemy, potem ze dopiero na dziewiata wieczor (nie mielibysmy dalszego polaczenia), potem ze moze na piata, a koncu sprzedala na 12:03 na pociag superszybki. Nasza trasa to Beijing-Tiayuan-Pingyao. Tak polecil nam wlascisiel hostelu, zeby uniknac 12h w pociagu na rzecz 6h samej podrozy plus oczekiwania na przesiadke. Podobno cudem kupilismy te bilety.
Na dworcu zaliczylismy chinski fast-food. Kaczka w sosie teryaki oraz warzywa na parze oraz wolowina w sosie bez nazwy, rownie pyszna. A wszystko to w porcelanowych miseczkach. Dasz wiare?
Do Tiayuan jechalismy jak lordy ;) Pociag klimatyzowany, regulowane siedzenia, miejsca wiecej niz w A380, podnozki, telewizja (ogladalismy chinski serial komediowy), ladna pani przynoszaca cuda z chinskiego warsu, do tego policja na pokladzie i pani sprzatajaca podlage cztery razy w ciagu niespelna czterego godzin podrozy. Luksus. Koszt na twarzoczaszke to 180 yuanow. Predkosc pociagu 189km/h (potrafi podobno 250km/h).
Wysiedlismy w Tiayuan i od poczatku bylo "czuc" ze tutaj nie ma tylu okraglookich co w Beijing. Jestesmy atrakcja turystyczna, jeeej.
Kolejki na dworcu rownie male co wczesniej, tyle ze dworzec polowe mniejszy. Odstalismy godzine. Nie ma "english speaking counter", albo nie znalezlismy. Dostalismy bilety na za dwie godziny, tyle ze miejsca stojace w czternastym z szesnastu wagonow, czyli najgorsze. Slyszelismy opowiesci ze ludzie z miejscami stojacymi wlaza na polki na bagaz albo klada sie pod siedzenia bo tez jest miejsce. Wyobrazalismy sobie kury, woly i inne owce w srodku oraz wszystko inne co najgorsze za jedyne 15 yuanow od osoby w najgorszej klasie pociagu. Pani w kasie byla bardzo mila i ceremonia tlumaczenia nam ze miejsce stojace zamiast siedzacego rozbawila nawet wojskowego ktory przygladal sie calej sytuacji. W Tiayuan tez reaguja radoscia jak mowie ze nie rozumiem po chinsku.
Mielismy chwile do odjazdu wiec poszlismy zlewac sie z tlumem. McFlurry z ciasteczkami oreo dal rade, prawie wszyscy to jedli.
Poszlismy posiedziec godzine w poczekalni. Mala dziewczynka rzucala mi ciastka (chyba marnie wygladam), Krzyska zaczepila sliczna chinka w dresie i pytala skad jest i czy podoba mu sie w Chinach. Znow bylismy w centrum zainteresowania raptem dwutysiecznej poczekalni peronu drugiego z osmiu.
Odnosnie zasad peronowych. Nie ma czegos takiego ze idzie sie bezposrednio na peron, przynajmniej tam gdzie bylismy. Idzie sie do poczekalni. W Beijing przy wejsciu do poczekalni pan robi dziure w bilecie, w Tiayuan juz nie. Na peron z poczekalni zaczynaja wpuszczac ok20-30min przed odjazdem pociagu. Poczekalnie/perony sa na pietrze. Biletownie na parterze. Wszedzie przeswietlaja bagaz. Nigdy nic nie znalezli.
W ogole Chinczycy i stanie w kolejkach. Mozna szalu dostac. Wpychaja sie na potege. Zawsze i wszedzie. Trzeba byc twardym.
Wracajac do poczekalni. Jak przyszedl cyrk to bylam wrecz pewna ze bedzie podskakiwal na jednokolowych rowerkach przed pociagiem, zeby muly ktore beda szly za nim nadazyly. Ale tak nie bylo. Najgorszy chinski pociag to jak powrot do domu! To jak polski wagon dla palacych w ktorym od niedawna nie wolno palic, no tyle ze bez przedzialow. Rachityczne firanki, brud, nic nie dziala. Cudownie! W dodatku wszyscy cos jedza. Jakies nasiona, prazone lub panierowane, jakies przekaski, kluski, cokolowiek. I tu dygresja pochwalna wzgledem kolei chinskich. I w tym superszybkim i w tym ultrawolnym byly krany z goraca pitna woda. Tu wiekszosc ludzi nosi ze soba takie jakby termosy a w nich liscie herbaty zielonej. A na dworcach kupuja kubelki papierowe z "zupka chinska". I jak sobie jada tym pociagiem to maja cieple picie i jedzenie. Proste jak barszcz a jak ulatwia zycie utrudzonemu narodowi.
W pociagu mielismy miejsca stojace, ale po jakichs pietnastu minutach przyszedl wazny pan w mundurze i pokazal reka ze mamy isc dalej. Dalej byl wagon pietnasty, ktory pan wazny wlasnie otworzyl. I nagle nikt juz nie stal. Bez doplaty.
Dosiedli sie do nas chinczyk-elegant, chinski wioskowy glupek a na miejscu obok chinski pan w kurtce z guzikami "prada". Chinczyk-elegant okazal sie byc chinskim lekarzem mowiacym po angielsku, a reszta pozostala soba. Wioskowy glupek powiedzial jedno zdanie po angielsku: "hello, husband?", ale lekarz byl dosc rozmowny. Zatroszczyl sie czy aby mamy gdzie spac oraz wskazal gdzie dobrze zjesc w jego rodzinnym miescie w jego rodzinnym miescie. Potem eskortowal nas przez caly dworzec i upewnil sie ze mamy czym jechac do hostelu. Milo bylo.
Przed dworcem napadli nas rikszarze. Napadli to delikatne slowo. Nikt wczesniej tutaj nie byl tak nachalny a myslalam ze sprzedawcy latawcow maja mistrzostwo.
I tak o, jestesmy w hostelu Yamen w Pingyao. Za dwa dni sprobujemy dostac sie do Xi'an. Czy sie uda okaze sie rano, bo o bilety w trakcie swieta bardzo trudno.
Poza czescia sprawozdawcza. Chinki uwielbiaja blyskotki. Nosza wszystko co sie blyszczy. Obudowy ich telefonow maja chyba oddzielne zasilanie. Do tego biale bawelniane skapetki i szpilki. A, i jeszcze dres. Bardzo uniwersalny stroj wyjsciowy.
Rano w hutong kazdy czlapie w pidzamie. Wieczorem tez. Idziesz sobie uliczka a tu chinski dziadek w bawelnie w pieski dumnie konczy swojego papierosa. Pala tu wszyscy. Paczka papierosow kosztuje jakies 7 yuanow.
Mezczyzni nosza koralikowe bransoletki.
Charczenie i spluwanie jest niczym przy chinskim mlaskaniu.
* * * * *
Chiny sa przerazliwie biedne. Widok wielkomiejskich budynkow mieszkaniowych jest porazajacy. Nie widzialam ani jednego balkonu. Osiemdziesiat procent okien jest zakratowana. Mnostwo budynkow wyglada jakby mialo sie za chwile rozleciec. Jeszcze wiecej jakby juz sie rozlecialo ale mieszkancom wcale to nie przeszkadzalo. A na to naklada sie ta cala fascynacja technologia. I miesieczne zarobki szkolnej sprzataczki w Xi'an w wysokosci 600 yuanow. Tutaj wiekszosc ludzi ma dwie lub trzy prace, kazdy umie wiele rzeczy. Trudno pisac.